sobota, 31 maja 2014

Prologue



Wiatr, przesycony drobinkami deszczu muskał jej zaróżowione policzki. Była przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy, gdyż w Londynie to normalność, ale tym razem wywołało to u niej nieprzyjemne mrowienie w okolicach łuku brwiowego. Zacisnęła powieki starając zdusić w sobie ból i chęć zaklęcia pod nosem. Zamiast tego przebiegła na drugą stronę ulicy, by znaleźć się przy wejściu do szpitala. Gdy tylko przekroczyła próg budynku uderzyła w nią bardzo dobrze znana woń środków dezynfecyjnych i higienicznych. Nienawidziła tego miejsca. Zawsze kojarzyło jej się z upiornym stanem rzeczy, z którym musi się nieustannie zmagać. 
Z natury była cichą dziewczyną, niczym nie wyróżniającą się z tłumu. Ciemne włosy, ciemne oczy, biała cera. Pochodziła z Włoch i płynie mówiła w ojczystym języku, ale zarówno po angielsku, jak i po hiszpańsku. Pracowała w małej kawiarence na Kingsway'a, co stanowiło jej jedyne źródło dochodów. Nie miała za wiele, ale też dużo nie potrzebowała. 
Wyróżniał ją tylko fakt, że posiadała chłopaka - James'a - który należał to jednego z londyńskich gangów. Kradł, palił, bił. I to właśnie on ją uderzył przez co powstała jej rzeczona rana na łuku brwiowym. Była od niego uzależniona, tak jakby przywiązana. Nie umiała niczego mu zabronić, postawić się. Zbyt słaba, bezbronna, by od niego odejść i skończyć swój koszmar, który ciągnął się w jej życiu od jakiegoś czasu. 
Recepcjonista uśmiechnęła się na jej widok, gdyż doskonale ją znała i dość często widziała w takim stanie. Brunetka odwzajemniła gest opierając się o blat. 
Człowiek jest słaby, bezradny. Gdy nadchodzą problemy opuszcza go każda cząstka szczęścia. Zostaje pusty, wypełniony tylko smutkiem i szarością. Jest nikim i już nie ma sił na dalsze życie. I właśnie w takim stanie znajdywała się Francesca.